Sięgając pamięcią, pierwszy raz lękaliśmy się świadomie w wieku 2-3 lat. Możemy sobie przywołać jakiś obrazek z wczesnego dzieciństwa, który nas przestraszył, …jakiś strach spod łóżka, czy wychodzący z kąta. Każdy ma w tym temacie swojego własnego faworyta.
Z lękiem spotykamy się jednak znacznie wcześniej. Już u rozwijającego się płodu można zaobserwować reakcje stresowe, które występują w odpowiedzi na negatywne emocje u matki. Mama się denerwuje – to ja także!
Pomimo rozwoju samo-świadomości u małego dziecka, która nam już towarzyszy do końca życia, część emocji nie jest przez nas uświadamiana, pozostaje niezauważana. Mamy więc podczas swojego życia do czynienia ze lękiem odczuwanym (świadomym) i lękiem nie odczuwanym (nieświadomym).
Lęk odczuwany kieruje naszym zachowaniem. Jeśli się czegoś boimy, to skupiamy na tym uwagę, gdyż staramy się usunąć jego przyczynę. Lęk jest początkiem reakcji odruchowej, która ma nas chronić. Jest emocją pierwotną, która po chwili zamienia się w mniej lub bardziej świadome działanie walki lub ucieczki. Brak reakcji jest także formą ucieczki, obserwowaną pod postacią paraliżującego bezruchu u ludzi czy zwierząt.
Przyczyny lęku podlegają procesowi przemian podczas życia człowieka. Innych rzeczy boimy się jako dzieci, co innego straszy nas w wieku dorosłym. Przestaje nas straszyć smok, babol czy dentysta-sadysta (lub pan-który-nas-zabierze, jak lubią straszyć niektórzy rodzice ich tzw. niegrzeczne dzieci), a pojawiają się obawy o egzystencję rodziny, utratę pracy, odchodzącą młodość czy możliwość utraty życia.
Lista straszących nas zdarzeń zaczyna się wydłużać. Wymyślanie kolejnych zagrożeń nazywane jest powszechnie zapobiegliwością lub przewidywaniem. Poza uzasadnionym rozumowaniem typu: jak będę nieostrożnie prowadził samochód, to zginę w wypadku lub zostanę kaleką, pojawiają się konstrukcje typu: jak stracę aktualną pracę, nie będę miał za co żyć; jeśli nie osiągnę sukcesu, świat się zawali …i szereg podobnych. Spora grupa obaw dotyczy stanu zdrowia i własnej śmierci, nawet tej bardzo odległej. Martwimy się zawczasu tym, co przyjdzie, choć wcale może nie przyjść, oraz tym, co jest naturalną konsekwencją naszych urodzin i jest nieuniknione, a więc kresu własnego życia.
Nakręcane pojedynczymi zdarzeniami zamartwianie się przestaje być przez mózg traktowane jako faktyczne zagrożenie i przesunięte zostaje do podświadomości. Przez lata przestaje być rozpoznawane, gdyż się do niego przyzwyczajamy, a naszą uwagę przyciągają sprawy bieżące. Napięcie na bazie lęku przechodzi do strefy nie odczuwanej (nieświadomej). Jest ono podstawowym budulcem dla przewlekłego stresu.
Lęk nie odczuwany siedzi pod skórą i niejako płynie w naszych żyłach, wywołując szereg niekorzystnych następstw zdrowotnych. Okresowo wzrasta ciśnienie krwi, pojawiają się kłopoty z zasypianiem i bóle głowy, nasila się choroba wrzodowa, spada odporność przeciw nowotworom(!), częściej też łapiemy infekcje. Obniża się ogólna wydolność fizyczna, przestają nas cieszyć zwykle miłe rzeczy z pieszczotami włącznie, stajemy się drażliwi i wybuchowi, choć często myślimy, że to wina innych. Obniża się nasza tolerancja dla lęku odczuwanego i w związku z tym, częściej go doznajemy.
Pojawia się przewrotna zależność: im bardziej się martwimy, tym większe jest prawdopodobieństwo niepomyślnych zdarzeń. Praca, której boimy się utracić przestaje nas cieszyć. Im bardziej lękamy się choroby, tym częściej i poważniej chorujemy. Im bardziej obawiamy się śmierci, tym szybciej do nas przyjdzie.
Lęk jest przykładem emocji negatywnej, która w sposób sobie nie uświadamiany wpływa na nasze zachowanie. Podobnie oddziałuje większość innych (jeśli nie wszystkie!) emocji negatywnych, takich jak gniew, złość, smutek, zawiść…
Aby się wyrwać z kręgów tego samonapędzającego się procesu, niszczącego naszą osobowość, należy rozpocząć aktywne oczyszczanie własnych myśli. Jak? O tym w innych zamieszczonych tutaj tekstach.
lek. med. Przemysław Koberda